Małgorzata Urbańska — mama trójki dzieci w wieku: 13, 10 i 5 lat. Odważnie wybrała ścieżkę edukacji domowej dla swojej rodziny, trzymając się z daleka od klasowo-lekcyjnego systemu szkolnego. “Nigdy nie posłaliśmy dzieci do przedszkola, żłobka czy szkoły. System edukacyjny pozostaje niezmienny od lat, a my chcieliśmy czegoś innego dla naszych dzieci”. Od 7 lat aktywnie działa na rzecz edukacji domowej w Internecie, głównie na Facebooku, obala mity i stereotypy, organizuje spotkania oraz wydarzenia. Jej celem jest szerzenie wiedzy na temat tego, jak może wyglądać edukacja alternatywna, domowa, oraz dodawanie odwagi innym, zwłaszcza młodym osobom, które rozważają taką formę nauki dla siebie. W marcu 2024 została Ambasadorką Edukacji Domowej powołaną przez Fundację Edukacji Domowej.
Aleksandra Maczuga: Dlaczego zdecydowała się Pani aktywnie działać na rzecz edukacji domowej?
Małgorzata Urbańska: Lubię tłumaczyć ludziom różne rzeczy. Po kilku rozmowach, które prowadziłam na Facebooku z osobami, które usiłowały mi udowodnić, że edukacja domowa jest “krzywdzeniem dzieci” oraz “zamykaniem ich w domach” postanowiłam działać. Stwierdziłam, że zacznę obalać mity i przekonania, bo nie warto ich rozpowszechniać, jeśli są błędne. Na początku z mojej to strony była to kontra, a później aktywne działanie – odpowiadanie na pytania kogoś zaniepokojonego, czy polecanie szkół. Jestem takim nieformalnym doradcą w tym zakresie.
AM: Skąd w Pani rodzinie pojawiła się decyzja o edukacji domowej?
MU: W dużym stopniu na naszą decyzję wpłynęło to, że obydwoje z mężem nie mamy dobrych doświadczeń związanych ze szkołą systemową. Mamy ponadto wrażenie, że system edukacyjny pozostaje niezmienny od lat, a my chcieliśmy czegoś innego dla naszych dzieci. Ważne dla nas jest, aby edukacja była, może zabrzmi to dziwnie, “sterowana” przez dzieci z umożliwieniem im samodzielnego decydowania, czego i jak chcą się uczyć. W naszej rodzinie decyzje dotyczące nauki są podejmowane wspólnie, nie narzucamy niczego naszym dzieciom, a jako rodzice mamy możliwość pilnowania terminów egzaminów i poszukiwania odpowiednich miejsc edukacyjnych, które są zgodne z naszymi wartościami i oczekiwaniami. Wiele osób jest zaskoczonych, że nasze dzieci są takie otwarte i kontaktowe, co często nie kojarzy się im z edukacją domową — to właśnie są te stereotypy, które próbuję obalać. W rodzinie bardzo zależy nam na naturalności, dziecięcym spontanie i “nie baniu się dorosłych”.
AM: Z jakimi szkołami jak do tej pory posiada Pani doświadczenie?
MU: Wychodzimy z założenia, że nie chcemy się wiązać z jedną szkołą, chyba, że któraś z nich spełni komplet naszych oczekiwań, a te jak wiadomo potrafią się zmieniać. Próbowaliśmy i próbujemy cały czas. Dzieci rosną, ich priorytety w edukacji również, nasze rodzinne priorytety także się zmieniają. Nadążając za tym wszystkim wciąż szukamy miejsca dla siebie. Z dużą ciekawością, testujemy różne modele szkolne, kładąc szczególny nacisk na lokalność i otwartość na różnorodne potrzeby młodych uczniów. Mamy zarówno doświadczenie z większą, ale lokalną szkołą, dużą ogólnopolską szkołą jak i z małą lokalną placówką. Wciąż myślę o stworzeniu czegoś w rodzaju własnej małej szkoły, bądź klubu edukacyjnego. Z kilkoma innymi mamami dzieci w ED chcemy stworzyć stowarzyszenie, gdzie aktywnie będziemy działać na rzecz edukacji. Zależy nam na integracji, wzajemnym wsparciu i nauce od siebie. Uważam, że bardzo ważny jest głos “zwykłego rodzica” z doświadczeniem w edukacji domowej.
AM: Czy edukacja trójki dzieci w ED jest wyzwaniem? Jak sobie Pani z nim radzi?
MU: Edukacja domowa mojej trójki dzieci jest bez wątpienia wspaniałym wyzwaniem, ale zarazem stała się integralną częścią naszego rodzinnego życia. Decyzja o rezygnacji z pracy zawodowej na rzecz pełnego zaangażowania w edukację dzieci pozwoliła mi w pełni poświęcić się roli mamy i edukatorki domowej.
Nasz codzienny rytm edukacyjny opiera się na wspólnym planowaniu i dzieleniu się obowiązkami. Dni zaczynamy od ustalenia planu nauki, przygotowywania posiłków, a następnie dzieci przechodzą do swoich zajęć — czy to w osobnych pokojach, czy wspólnie przy kuchennym stole z przekąskami. Naturalnie, okresy poprzedzające egzaminy wymagają od nas wszystkich bardziej intensywnej pracy i skupienia, jednak dzięki naszej adaptacji i zrozumieniu, jak efektywnie uczyć się w domu, nie sprawia nam to problemu.
Początki zawsze są wyzwaniem, ale z czasem nauczyliśmy się tworzyć i dostosowywać nasz własny rytm edukacyjny, który wpisuje się w codzienne życie. Jestem przekonana, że z odpowiednim podejściem i wsparciem, każda rodzina może znaleźć swój sposób na sukces w edukacji domowej.
AM: Jakie są praktyczne sposoby na naukę w Pani rodzinie?
MU: W naszej rodzinie praktyczne sposoby na naukę są dostosowane do indywidualnych potrzeb i etapów rozwoju każdego z dzieci. Szczególnie teraz, kiedy mamy dwójkę dzieci w okresie dojrzewania, zauważamy zmienne nastroje wobec nauki, co wymaga od nas elastyczności w wyborze metod edukacyjnych.
Dla starszych dzieci często korzystamy z kart pracy, platform internetowych, quizów i podręczników, które pozwalają na samodzielną naukę i utrwalanie wiedzy. Natomiast w przypadku młodszych dzieci nasze podejście było w dużej mierze oparte na doświadczeniach praktycznych. Wyjścia w teren, takie jak wycieczki do lasu czy parku, służyły lepszemu zrozumieniu przyrody i geografii. Odwiedzaliśmy też muzea i centra nauki, a nawet uczestniczyliśmy w spotkaniach na wydziałach biologii uniwersytetów, aby zainteresować dzieci światem nauki.
Dodatkowo, nauka angielskiego, który dla naszych dzieci jest naturalnym językiem komunikacji, dzięki temu, że jesteśmy rodziną dwujęzyczną z wyboru. Nasze podejście do nauki języka nie opierało się na tradycyjnym uczeniu się z podręcznika — ja od początku mówiłam do dzieci po angielsku, podczas gdy mąż i dziadkowie używali języka polskiego. Uważam, że w dzisiejszych czasach jest to bezcennym atutem w ich dalszej edukacji i życiu.
AM: Czego według Pani obawiają się rodzice rozważający przejście na edukację domową? Co by Panią przekonało, gdyby Pani dziecko uczące się w szkole systemowej chciało przejść na ED?
My, jako pokolenie rodziców ukształtowanych przez naszych rodziców, którzy chodzili do szkół systemowych, mamy ogromny problem z wydostaniem się poza schemat. Myślimy “szkoła nauczy, szkoła pokaże, szkoła przygotuje” — jakby to była jedyna możliwość zdobywania wiedzy. Obawiamy się, że nie sprawdzimy się w roli nauczyciela. Podejrzewam, że w głównej mierze powstrzymuje to wiele osób przed podjęciem decyzji o wyborze ED. Często wątpliwości dotyczą również społecznych stereotypów, sugerujących brak interakcji z rówieśnikami, co również jest mitem. Kluczowe dla przekonania się do edukacji domowej jest dostrzeżenie, jakie konkretne korzyści przyniosłaby ona mojemu dziecku — zarówno w zakresie personalizacji nauki, jak i zachowania społecznych kontaktów.
Przekonującym argumentem przy decyzji byłoby zapewne to, że dziecko potrafiłoby zaprezentować mi swój pomysł na edukację domową, w tym plany nauki i sposób organizacji czasu wolnego i różnych aktywności.
Obawy są kwestią indywidualną, one będą zawsze. To od nas zależy, czy potraktujemy je jako rozwijające wyzwanie czy przeszkodę. Decyzja zależy od tego, co dla danych rodziców jest istotne. Gdy pomysł o edukacji domowej się pojawi, warto dać mu szansę. Próbując, nie ryzykujemy wiele, a potencjalnie możemy zyskać znacznie więcej. Ważne jest, aby się nie bać się i spróbować. Zawsze istnieje możliwość powrotu do systemu klasowo-lekcyjnego, jeśli okaże się, że lepiej odpowiada ona potrzebom dziecka. Rodzice powinni stworzyć przestrzeń do dialogu z dzieckiem, współdecydować o jego edukacji i wspierać je w rozwoju, zamiast narzucać własną wizję.
AM: Z jakimi stereotypami i mitami dotyczącymi edukacji domowej mierz się Pani najczęściej?
MU: Dużo można by ich wymieniać. Najbardziej popularny, tak jak już zostało wspomniane, to zdecydowanie “zamykanie w czterech ścianach”. Wielu ludzi mylnie zakłada, że edukacja domowa to po prostu przeniesienie tradycyjnych metod nauczania do domu, z wszystkimi ich wadami, takimi jak brak kreatywności i indywidualnego podejścia. Chcę podkreślić, że edukacja domowa daje znacznie większe możliwości dostosowania nauki do indywidualnych potrzeb ucznia, a także skupienia się na bardziej praktycznych i interesujących formach nauki.
Kolejny mit to podręcznikowość, bo przecież trudno będzie nauczyć się wszystkiego samemu. Egzaminy z całego roku wpędzają wiele osób w strach, ponieważ zapominają albo może nie mają świadomości o pewnej kluczowej kwestii, a mianowicie, że w edukacji domowej egzaminy są oparte o podstawę programową, a nie o konkretny podręcznik. Nie trzeba zapamiętać wszystkiego “od deski do deski” z każdego przedmiotu z całego roku. Uważam, że nauka w edukacji domowej jest zdecydowanie łatwiejsza, a materiału jest na ogół mniej. Wiele osób nie rozumie tej różnicy.
Wreszcie, pojawiają się pytania dotyczące dalszej ścieżki edukacyjnej i zawodowej dzieci kształcących się w domu, takie jak: “Czy z edukacji domowej jest świadectwo?”, “Praca i studia, co dalej?“, “Jak poradzą sobie w dorosłym życiu?”. Warto podkreślić, że dzieci i młodzież uczący się w domu podlegają tym samym regulacjom egzaminacyjnym, co ich rówieśnicy ze szkół systemowych, w tym egzaminom ósmoklasisty czy maturze, i tak samo otrzymują oficjalne świadectwa. Uważam, że ten stereotyp wynika głównie z braku wiedzy na temat funkcjonowania edukacji domowej i jej zgodności z ogólnymi wymogami edukacyjnymi.
AM: Jakie zmiany Pani zdaniem są konieczne w prawie i w oświacie na korzyść edukacji domowej?
MU: Przede wszystkim, ważne jest, aby Ministerstwo Edukacji doceniło wartość i potencjał edukacji domowej. Istnieje wiele inspirujących przykładów ze społeczności edukacji domowej, takich jak mikroszkoły, kooperatywy czy kluby edukacyjne, które mogłyby wnieść świeże pomysły i metody do szkół systemowych, np. w zakresie kreatywnego podejścia do nauki, budowania relacji czy integracji społecznej, w tym integracji rodziców.
Kluczowe jest także zapewnienie, aby przepisy prawa nie stwarzały niepotrzebnych barier dla rodziców wybierających edukację domową dla swoich dzieci. Przeszłe ograniczenia, takie jak konieczność uzyskiwania opinii z poradni psychologiczno-pedagogicznych czy rejonizacja pokazały, jak ważne jest unikanie biurokracji. Najważniejsze chyba jest to, żeby edukacji domowej nie przeszkadzać, nie ograniczać jej.
Jako rodzice chcielibyśmy prosić o większą swobodę i przestrzeń. Chcemy możliwości zrzeszania się w stowarzyszeniach, fundacjach czy innych grupach nieformalnych, aby na własną rękę tworzyć przestrzenie edukacyjne. Umożliwienie tworzenia takich inicjatyw nie tylko wspierałoby rozwój edukacji domowej, ale również przyczyniłoby się do wymiany doświadczeń i metod pracy, co może wzbogacić cały system edukacji.