Joanna Dębska — prezeska Fundacji Esyfloresy oraz dyrektorka Niepublicznej Szkoły Podstawowej Esyfloresy w Tczewie. Prywatnie mama dwóch cudownych córek, w tym jednej w spektrum autyzmu. Jej pasja to praca z dziećmi, zwłaszcza tymi stawiającymi przed sobą wyzwania rozwojowe. Starsza córka jest w edukacji domowej, młodsza w przedszkolu. To właśnie praca daje jej najwięcej satysfakcji, a wspieranie dzieci w ich drodze do sukcesu jest dla niej niesamowicie inspirujące. Edukuje i wspiera rodziny w potrzebie. 🌱🌟
Aleksandra Maczuga: Dlaczego zdecydowała się Pani na założenie Fundacji EsyFloresy?
Joanna Dębska: Inspiracją była moja córka. Jako mama dziecka z niepełnosprawnością dobrze rozumiem rodziców, którzy muszą zmienić swoje życie. Sama zrezygnowałam z pracy zawodowej na pewien czas, żeby skupić się na dziecku ze specjalnymi potrzebami. Dlatego też dobrze rozumiem rodziców, którzy w pełni muszą poświęcić się wychowywaniu dziecka, czasem po prostu “nie ma innego wyjścia”.
Fundacja EsyFloresy powstała z potrzeby serca. Chciałam, aby mamy miały miejsce, gdzie znajdą wsparcie. Pracujemy z dziećmi w spektrum autyzmu, w tym zespole Aspergera, z dziećmi i młodzieżą z niepełnosprawnością ruchową, w tym afazją, z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu lekkim i umiarkowanym oraz dziećmi i młodzieżą słabosłyszącą, słabowidzącą, zagrożoną niedostosowaniem społecznym, w tym mutyzmem oraz z niepełnosprawnościami sprzężonymi.
W dzisiejszych czasach o taką pomoc nie jest łatwo. To najczęściej matki dowiadują się o problemach dziecka, czy to w przedszkolu, szkole, ale rzadko dostają konkretne wskazówki, co robić dalej. Zamiast tego słyszą słowa: “Idź do poradni, tam wszystko Ci powiedzą”, ale to nie jest odpowiedź. Ja tej pomocy nie otrzymałam, więc teraz jestem po to, żeby wspierać rodziców. Zawsze każdy może do nas zadzwonić i zapytać jeśli cokolwiek ich nurtuje – gdy tylko mamy zasoby i wiedzę żeby coś podpowiedzieć, chętnie to robimy. To właśnie fundacja pomaga w znalezieniu odpowiedzi. Stworzyłam miejsce, gdzie rodzice i dzieci mogą czuć się bezpiecznie. Lokalne działania są dla mnie bardzo ważne, to właśnie nasz cel – wsparcie dzieciaków i ich rodziny w naszej najbliższej okolicy. Fundacja jest po to, żeby pokazać, że każde dziecko jest wyjątkowe, niezależnie od diagnozy.
AM: Dlaczego zdecydowała się Pani na otwarcie szkoły?
JD: Szkoła jest kontynuacją działań Fundacji. Jako mama nie znalazłam miejsca, które w pełni odpowiadałoby potrzebom dziecka z wyzwaniami. W przedszkolu moja córka osiągnęła ogromny postęp, a bałam się, że tradycyjna szkoła mogłaby zaprzepaścić te osiągnięcia. Dlatego przeszliśmy na edukację domową. Założyłam Fundację, a później szkołę, która dopiero rozpoczyna swoją działalność, ale wiem, że jest niesamowicie potrzebnym miejscem w Tczewie.
Prowadzimy zajęcia oferując edukacyjno-terapeutyczne podejście. Odbywają się one codziennie, ale mają mniejszy wymiar godzin niż w tradycyjnej szkole. Realizujemy program podręcznikowy i korzystamy z platformy internetowej Centrum Nauczania Domowego. Praca w małych grupach i indywidualne podejście przynoszą znakomite rezultaty!
AM: Co było największym wyzwaniem?
JD: Szczerze mówiąc, trudno mi uznać cokolwiek za wyzwanie w tej sytuacji. Miałam jasno określony cel jako rodzic i wiedziałam, czego chcę oraz w jakim kierunku podążać. Otwarcie szkoły było o wiele łatwiejsze dzięki istnieniu Fundacji, wsparciu Zarządu Fundacji oraz naszego zespołu terapeutycznego – to dzięki połączeniu osób posiadających wiedzę, odpowiednie podejście do dzieci i serce stworzyliśmy coś fajnego. Nawet edukacja domowa nie stanowiła wyzwania, ponieważ znacznie ułatwiła życie naszej rodzinie.
Ludziom często wydaje się, że dzieci neurotypowe mogą stanowić duże wyzwanie. Jednak tak naprawdę to nie jest problemem, jeśli poświęcimy czas na zrozumienie ich potrzeb i dostosowanie się do nich. Kiedy tworzymy otoczenie, które wspiera dzieci we wszystkich ich różnorodnych potrzebach, możemy zobaczyć niesamowite rezultaty i obserwować ich rozwój.
Zamiast traktować te różnice jako problem, należy je postrzegać jako unikalne cechy, które wzbogacają społeczność szkolną.
Dzięki zrozumieniu tych wyjątkowych potrzeb i stworzeniu środowiska, w którym dzieci mogą czuć się swobodnie i pewnie, możemy pomóc im rozwijać się zgodnie z ich własnym tempem. Wymaga to cierpliwości, empatii i elastyczności, ale jest to możliwe i przynosi ogromną satysfakcję, gdy widzimy, jak dzieci osiągają swoje cele.
AM: Jak wyglądają zajęcia w Pani placówce?
JD: Prowadzimy wiele warsztatów, na przykład z żywymi zwierzętami czy z zakresu kompetencji społecznych, na które kładziemy duży nacisk. Zależy nam na łączeniu dzieci z różnych środowisk i na wspieraniu rówieśniczej inkluzji społecznej.. Organizujemy warsztaty dla rodziców, terapie indywidualne i grupowe dla dzieci oraz zajęcia ogólnorozwojowe. Skupiamy się na praktycznych umiejętnościach z różnych dziedzin, co pozwala zdobywać wiedzę i umiejętności w realnych sytuacjach. Staramy się, aby każde dziecko rozwijało się we własnym tempie, dlatego kładziemy nacisk na indywidualne podejście do każdego dziecka. Działania Fundacji uzupełniają funkcjonowanie szkoły. Planujemy teraz półkolonie, które połączą dzieci typowe z dziećmi o specjalnych potrzebach. Ważne dla nas jest łączenie dzieciaków z różnych środowisk, bez względu na diagnozy (bądź ich brak) umiejętności intelektualne, poznawcze, czy społeczne. Żyjemy w czasach gdzie diagnozuje się coraz więcej dzieci i dorosłych, “nie uciekniemy” od osób atypowych, warto uczyć dzieciaki od małego tolerancji i akceptacji.
Wierzymy, że wszystkie dzieci mają ogromny potencjał i staramy się wspierać ich rozwój na każdym etapie, poprzez różnorodne zajęcia, które pomagają im odkrywać własne talenty i rozwijać pasje.
AM: Jakie znaczenie ma elastyczność w nauce dzieci z różnorodnymi potrzebami edukacyjnymi i jak sprawdza się ona w Pani szkole?
JD: Elastyczność jest niezwykle ważna! Dzieci, tak jak dorośli, mają czasem gorsze dni. Mogą obudzić się z ze złym humorem, mogą być niewyspane czy po prostu potrzebują więcej czasu na skoncentrowanie się. Czasem po prostu nie mają na coś ochoty. Dzieci tak samo jak my — rodzice, mają prawo do złego samopoczucia, wystarczy niekorzystna pogoda i już mogą mieć zły humor.
W naszej placówce zawsze dostosowujemy tempo pracy do dzieci. Jeśli zauważamy, że są zmęczone i potrzebują przerwy, to ją dostają. Elastyczność poprawia komfort nauki!
Elastyczne podejście umożliwia nam również wprowadzanie różnych form nauki, takich jak warsztaty, projekty czy zajęcia na świeżym powietrzu, które pomagają dzieciom zrozumieć materiał w sposób dla nich najłatwiejszy. W ten sposób możemy wspierać ich rozwój w pełnym zakresie i inspirować do odkrywania własnych pasji.
AM: Jak przełamać mity dotyczące edukacji domowej i szkół alternatywnych?
JD: W dużej mierze to kwestia rodziców, by nie przejmowali się opiniami innych, lecz słuchali własnego serca i potrzeb dziecka. Decyzja o edukacji domowej czy szkole alternatywnej nie musi być na całe życie. Jeśli zauważymy, że to się nie sprawdza, zawsze można wrócić do tradycyjnego systemu klasowo-lekcyjnego. Warto próbować różnych opcji, aby znaleźć najlepsze rozwiązanie zarówno dla dziecka, jak i całej rodziny. Nie ma jednego złotego środka, ale ważne jest, by robić to, co my uważamy za słuszne.
Ważne jest także zrozumienie, że edukacja domowa i szkoły alternatywne oferują różnorodne podejścia i korzyści, które często są bardziej elastyczne i wspierające rozwój dzieci, niż tradycyjna szkoła. Mogą one zapewnić elastyczność, spersonalizowane nauczanie i środowisko, które sprzyja kreatywności i indywidualności.
Najlepszym sposobem na przełamanie mitów jest informowanie innych o tym, jak naprawdę wygląda edukacja domowa i szkoły alternatywne. Warto dzielić się historiami sukcesu, wynikami badań i własnymi doświadczeniami, by zmieniać negatywne stereotypy na temat tych form edukacji. Bezpośrednia rozmowa z kimś, kto ma doświadczenie w edukacji domowej lub szkole alternatywnej, może rozwiać wiele wątpliwości i pozwolić zrozumieć, jak to naprawdę wygląda.
AM: W mediach dużo Pani wspomina na temat technologii w nauce, np. sztucznej inteligencji. Jakie technologie wspierające naukę uważa Pani za przełomowe dla dzieci w spektrum autyzmu i jak je implementujecie w codzienną działalność szkoły?
JD: Sztuczna inteligencja w stosunku do terapii dzieci w spektrum autyzmu bardzo mnie interesuje, jednak wciąż jest to niszowy temat, a badania są w toku na całym świecie.
Cyfryzacja odgrywa ważną rolę we współczesnej edukacji, ale jednocześnie jestem zwolenniczką zachowania cyfrowej higieny w przypadku dzieci. Warto korzystać z nowoczesnych narzędzi, które wspierają naukę, jednak należy robić to z umiarem. W naszej szkole korzystamy z wielu narzędzi np. z zaawansowanych monitorów i podłóg interaktywnych, które bardzo pomagają w terapii i edukacji.
Wszystko to wymaga jednak zdrowego rozsądku, by nie narzucać dzieciom technologii na siłę. Niedawno czytałam o projekcie w Norwegii, gdzie wprowadzono zakaz używania telefonów komórkowych w szkołach, co przez trzy lata przyniosło wyraźną poprawę w akceptacji społecznej, zwłaszcza wśród dziewczynek, i zmniejszyło problemy o podłożu psychicznym. Dlatego cyfrowa higiena jest tak istotna!
Na razie nie jesteśmy na etapie, aby powszechnie wykorzystywać sztuczną inteligencję, ale powoli zbliżamy się do tego punktu. Ostatnio widziałam, że Google VR jest już wprowadzane do terapii dzieci. Może to przynieść pozytywne efekty w przyszłości, choć na razie jest to wczesny etap. Ważne, by być otwartym i mądrze korzystać z technologii, gdyż może ona uczyć dzieci kompetencji przyszłości. Czasami rodzice obawiają się, że ich dzieci nie nabywają umiejętności na danym – oczekiwanym etapie rozwoju, tj. pisanie czy czytanie. Często mówię im, że pewne etapy możemy wydłużać w czasie – to też zasługa posiadania przez dziecko kształcenia specjalnego. Z drugiej strony w większości wystarczy, że dziecko nauczy się sprawnie posługiwać komputerem – wszelkie dokumenty w obecnych czasach możemy wypełniać online, a niezbędną umiejętnością jest tylko zrobienie własnoręcznego podpisu.
AM: Jakie są główne mity dotyczące edukacji domowej dzieci z neuroróżnorodnością, z którymi Pani się spotkała?
JD: Szczerze przyznam, że gdy zaczynaliśmy z edukacją domową w naszej szkole, spodziewaliśmy się większej liczby uczniów. Początkowo rodzice byli zafascynowani tą formą nauki, jednak wielu z nich wybrało tradycyjną szkołę, prawdopodobnie pod wpływem mitów i obaw związanych z edukacją domową.
Uważam, że oferujemy dzieciom lepsze warunki i bardziej indywidualne podejście niż tradycyjne szkoły. Wielu rodziców obawia się, że ich dzieci nie będą rozwijały umiejętności społecznych i będą miały ograniczone kontakty z rówieśnikami. Jednak prawda jest taka, że niektóre dzieci lepiej funkcjonują w małych grupach, albo znajdują je na zajęciach dodatkowych czy warsztatach. Szkoła to nie jedyne miejsce, gdzie można nawiązywać relacje.
Na przykładzie mojej córki powiem, że chociaż uczy się ona w edukacji domowej,, jej kompetencje emocjonalno-społeczne są na wysokim poziomie, a ona świetnie odnajduje się w różnych środowiskach.
Warto spróbować różnych systemów edukacji, aby znaleźć taki, w którym dziecko będzie czuło się najlepiej. Ryzyko związane z eksperymentowaniem w tym zakresie może się opłacić pod kątem dobrostanu i zdrowia psychicznego dziecka. Wydaje mi się, że mity na temat edukacji domowej istnieją, ponieważ dla wielu osób to wciąż nowy i nieznany temat.
AM: Jako matka córki w spektrum autyzmu, jak radzi sobie Pani z prowadzeniem szkoły, fundacji oraz z edukacją dzieci w domu? Często rodzice myślą, że brak czasu to również największy problem.
JD: Decydując się na edukację domową, wiadomo, że trzeba poświęcić więcej czasu dziecku. Na szczęście moja córka chętnie się uczy, co znacznie ułatwia ten proces. Kiedy uczęszczała do tradycyjnego przedszkola, mieliśmy dużo wyzwań edukacyjnych, które były wyczerpujące. Teraz nauka to przyjemność! Rzeczy, które jeszcze rok temu wydawały się niemożliwe, jak nauka pisania, czytania czy dodawania, teraz są osiągalne dzięki edukacji domowej. Indywidualnie dostosowany program edukacyjny pokazał prawdziwy rozwój mojej córki.
Prowadzenie szkoły, która dopiero zaczyna swoją działalność, może być wyzwaniem, ale lubię to i wciąż się uczę. Mam świetny zespół, który podziela moje wartości i podejście do edukacji. Najważniejsze jest to, że faktycznie pomagamy, o czym świadczą świetne opinie od rodziców. Dzieci chcą się u nas uczyć i chętnie przychodzą na zajęcia, co pokazuje, że to dla nich wartościowy czas.
To, co jest najważniejsze, to wartość, którą otrzymujemy od dzieci. Stworzyliśmy atmosferę, która jest przyjazna i pozwala dzieciom wyrażać swoje emocje, co motywuje nas do działania, mimo że jesteśmy nową placówką bez wieloletniego doświadczenia.
AM: Jak zmieniło się podejście do nauki dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi w Polsce w ostatnich latach?
JD: W tradycyjnych szkołach coraz częściej spotykamy dzieci z różnorodnymi problemami edukacyjnymi. Mówi się o tym coraz więcej, a kadra nauczycielska zyskuje lepsze kwalifikacje terapeutyczne. Mimo to czuję, że wciąż jest wiele do zrobienia. Potrzebujemy jeszcze większej elastyczności i wsparcia ze strony dyrektorów i organów prowadzących placówki, aby dostosować je do potrzeb dzieci.
Ciekawą inicjatywą są szkoły bez dzwonków. Głośne i nagłe dźwięki mogą być trudne dla niektórych dzieci neurotypowych, więc nawet tak małe zmiany mogą mieć duży wpływ. Warto wprowadzać małe, ale znaczące zmiany.
Przed systemem edukacji stoi wiele wyzwań. Szkoła publiczna często działa według sztywnych ram, w które dzieci muszą się wpasować. Jeśli pojawiają się problemy, rodzice nie zawsze otrzymują pomoc w radzeniu sobie z nimi. Każda szkoła powinna pomagać i podchodzić do rodziców i dzieci w sposób partnerski. Choć w tej dziedzinie jest jeszcze wiele do zrobienia, to na szczęście istnieje wiele fundacji i miejsc, które wspierają rodziny właśnie w tych kwestiach!